niedziela, 18 czerwca 2017

7.

Otwieram oczy i od razu idę do łazienki. Zmywając z siebie krew Richelieu, jestem aż nazbyt spokojna. Po długiej kąpieli, zjadam w ciszy śniadanie i idę do biura, tam gdzie był telefon. Sprawdzam go, znów brak sygnału. Rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichkolwiek, potrzebnych mi do ucieczki, przedmiotów, ale nie znajduję nic. Nagle podłoga skrzypi, a drzwi lekko się uchylają.
- Armand? - kumpel, który był pilotem helikoptera ukazuje się moim oczom.
- Nie żyje. - odpowiadam. - Możesz zaraz do niego dołączyć, chyba że... - wyciągam zza pleców nóż. - Odwieziesz mnie do domu. - podchodzę do niego.
- Ale... Ale... - nie wie co powiedzieć.
- Albo mi pomożesz albo Ciebie też zabiję. - przykładam mu nóż do gardła.
- Okay, okay. Tylko zabierz to żelaztwo ode mnie. - odpiera i wyciąga kluczyki z kieszeni.

Całą drogę kontroluję chłopaka, trzymając nóż przy jego gardle. GPS pokazuje drogę do opuszczonego lotniska. Jesteśmy coraz bliżej, gdy pilot chce skręcić w drugą stronę.
- Nawet nie próbuj. - mówię ostrym tonem.
- Spokojnie. Tylko omijam burzę. - odpowiada i leci dalej.
Patrzę to przez okno, to na niego, to na GPS. Podróż strasznie mi się dłuży.

W końcu lądujemy. Odpinam pasy i spoglądam ostatni raz na kumpla Richelieu.
- Dzięki. Miło było. - odpowiadam i pomimo wcześniejszych obietnic podrzynam mu gardło. - Adieu! - wołam i wysiadam.
Jadę prosto do domu Casey'a.

2 komentarze:

  1. Zabiła pilota! A to paskudna morderczyni... ha ha 😂 ciekawy rozdział pełen emocji...czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. To już drugi zgon. A ja ciągle czekam na next!
    Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń