niedziela, 4 czerwca 2017

5.

Wybieram numer do Casey'a. Chłopak odbiera po trzech sygnałach.
- Halo. Kto mówi? - słyszę jego głos w słuchawce.
- Casey! Kochanie, to ja. - mówię, a głos mi się łamie. - Proszę, zabierz mnie stąd...
- Gdzie jesteś? - pyta.
- Nie wiem. To jakiś stary dworek we Francji. - odpieram.
- Spokojnie. Znajdę Cię. - oznajmia.
- Casey... - zaczynam, ale nie kończę. W słuchawce znów jest cisza. - Cholera. - klnę pod nosem i siadam pod ścianą.
W tym momencie wraca Armand i parzy na mnie zaskoczony.
- Co tu robisz? - pyta, a ja szybko podnoszę się z podłogi.
- Ja... Chciałam tylko zobaczyć resztę dworku. Jest śliczny. - kłamię.
- No mam nadzieję, kochanie. - przytula mnie. - Chodź na obiad.

Tego wieczora nie mogę zasnąć. Kręcę się z boku na bok, chodzę po całym pokoju. Siadam przy toaletce i zerkam w lustro. Widzę w nim swoje odbicie, a za nim blady niewyraźny kształt. Odwracam się, ale nikogo nie ma. Spoglądam jeszcze raz w lustro i jeszcze raz za siebie. To samo. Podrywam się z miejsca przerażona.
- Oddałaś swoją duszę diabłu. Chce Cię mieć na oku, więc jestem. - odzywa się i staje przede mną.
- Co? - pytam zaskoczona. - Myślałam, że to tylko żart...
- To nie żart, Pyreno Lucrezio. To prawda. - zjawa przybliża się do mnie. - Nie waż się teraz wycofać.
- Ale, ale... Ja nie chcę. Powiedz mu, że ja nie chcę. - odpieram i odsuwam się od tej dziwnej istoty.
- Sama się o to prosiłaś. - oznajmia i rozpływa się w powietrzu.
Oddycham spokojnie.
- To tylko zły sen... - mruczę do siebie i gaszę małą lampkę stojącą przy łóżku.
Układam się do snu, zamykam oczy i liczę. Jeden... Dwa...  Światło mruga, a okno otwiera się i zamyka. Czuję chłód i słyszę odgłos wiatru. Nakrywam się kocem na głowę i próbuję zapomnieć o tych paranormalnych zjawiskach. Wszystko na chwilę cichnie, ale za to robi się strasznie gorąco. Wysuwam spod koca kawałek głowy i rozglądam się.  Nic dziwnego wokół. Poprawiam się i próbuję zasnąć. Gdy prawie mi się to udaje, coś szarpie mnie i wyciąga za nogi z łóżka. Strach paraliżuje mnie całą. Nie mogę się ruszyć, nie mogę nic powiedzieć. Zjawa, widząc moją słabość, popycha mnie. Zbieram wszystkie swoje siły i odpycham ją. Zaczynamy się szarpać, ale duch jest silniejszy. Zrzuca mną o ścianę, aż przez chwilę wszystko wygląda mi na zamazane. Tracę kontrolę nad swoim cialem i umysłem.

1 komentarz: