Wybieram numer do
Casey'a. Chłopak odbiera po trzech sygnałach.
- Halo. Kto mówi? -
słyszę jego głos w słuchawce.
- Casey! Kochanie, to
ja. - mówię, a głos mi się łamie. - Proszę, zabierz mnie stąd...
- Gdzie jesteś? -
pyta.
- Nie wiem. To jakiś
stary dworek we Francji. - odpieram.
- Spokojnie. Znajdę
Cię. - oznajmia.
- Casey... - zaczynam,
ale nie kończę. W słuchawce znów jest cisza. - Cholera. - klnę pod nosem i
siadam pod ścianą.
W tym momencie wraca
Armand i parzy na mnie zaskoczony.
- Co tu robisz? -
pyta, a ja szybko podnoszę się z podłogi.
- Ja... Chciałam tylko
zobaczyć resztę dworku. Jest śliczny. - kłamię.
- No mam nadzieję,
kochanie. - przytula mnie. - Chodź na obiad.
Tego wieczora nie mogę
zasnąć. Kręcę się z boku na bok, chodzę po całym pokoju. Siadam przy toaletce i
zerkam w lustro. Widzę w nim swoje odbicie, a za nim blady niewyraźny kształt.
Odwracam się, ale nikogo nie ma. Spoglądam jeszcze raz w lustro i jeszcze raz
za siebie. To samo. Podrywam się z miejsca przerażona.
- Oddałaś swoją duszę
diabłu. Chce Cię mieć na oku, więc jestem. - odzywa się i staje przede mną.
- Co? - pytam
zaskoczona. - Myślałam, że to tylko żart...
- To nie żart, Pyreno
Lucrezio. To prawda. - zjawa przybliża się do mnie. - Nie waż się teraz
wycofać.
- Ale, ale... Ja nie
chcę. Powiedz mu, że ja nie chcę. - odpieram i odsuwam się od tej dziwnej
istoty.
- Sama się o to
prosiłaś. - oznajmia i rozpływa się w powietrzu.
Oddycham spokojnie.
- To tylko zły sen...
- mruczę do siebie i gaszę małą lampkę stojącą przy łóżku.
Układam się do snu,
zamykam oczy i liczę. Jeden... Dwa...
Światło mruga, a okno otwiera się i zamyka. Czuję chłód i słyszę odgłos
wiatru. Nakrywam się kocem na głowę i próbuję zapomnieć o tych paranormalnych
zjawiskach. Wszystko na chwilę cichnie, ale za to robi się strasznie gorąco.
Wysuwam spod koca kawałek głowy i rozglądam się. Nic dziwnego wokół. Poprawiam się i próbuję
zasnąć. Gdy prawie mi się to udaje, coś szarpie mnie i wyciąga za nogi z łóżka.
Strach paraliżuje mnie całą. Nie mogę się ruszyć, nie mogę nic powiedzieć.
Zjawa, widząc moją słabość, popycha mnie. Zbieram wszystkie swoje siły i
odpycham ją. Zaczynamy się szarpać, ale duch jest silniejszy. Zrzuca mną o
ścianę, aż przez chwilę wszystko
wygląda mi na zamazane. Tracę kontrolę nad swoim cialem i umysłem.
Coraz bardziej się rozkręca...
OdpowiedzUsuńCzekam co dalej.
Buziaki :*