Ślub Brennana był
naprawdę piękny. Nie będę wiele o tym mówić, bo długo by to było. Wspomnę
tylko, że pary młode były naprawdę śliczne, a uroczystość... W gronie
najbliższych i przyjaciół, idealnie. Wyznałam Casey'owi, że jestem w ciąży.
Strasznie się ucieszył. Nie odstępuje mnie na krok, cały czas się o mnie
troszczy, jest najkochańszy na świecie.
Staję przed lustrem i
poprawiam wianek na głowie. Mój brzuszek jest lekko widoczny, ale w sukience z
całą masą tiulu nie rzuca się aż tak w oczy. Uśmiecham się sama do siebie. Dziś
stanę się panią Moreta.
- Gotowa? - pyta Nia,
stając w drzwiach.
- Jak nigdy. -
odwracam się do niej.
- To świetnie. Pora
wychodzić. - oznajmia i pomaga mi zejść po schodach.
Wsiadamy do wynajętej
limuzyny i jedziemy pod kościół. Fotograf wynajęty przez Mirandę robi nam
zdjęcia od samego przyjazdu. Wszystko tym razem przebiega idealnie.
Stajemy przed
ołtarzem. Msza rozpoczyna się. Słyszę jakieś diabelskie głosy w głowie, czuję,
że tracę kontrolę nad swoim ciałem.
- A teraz przyznajmy
przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni... - ksiądz modli się, a te demoniczne głosy
stają się jeszcze głośniejsze.
- Zabij go, zabij... -
chropowatym tonem coś szepce mi do ucha.
Walczę chwilę ze sobą,
ale ostatecznie przegrywam tę walkę. Zły duch przejmuje nade mną kontrolę i
rzuca się na Casey'a.
- Nienawidzę Cię... - syczy
i zaciska moje dłonie na jego szyi.
Wszyscy zgromadzeni są
w szoku.
- Rena, słońce... -
Morecie zaczyna brakować powietrza.
- Jesteś wszystkim co
najgorsze! Powinieneś umrzeć! - mój głos nie przypomina mojego głosu. Jest
niski i pełen agresji. - Umieraj! - duszę go. Nie jestem sobą. - Umieraj,
rozumiesz!
- Szybko, wezwijcie
egzorcystę! - wtrąca się Nia.
Puszczam bezwładne
ciało chłopaka i rzucam się na nią. Ją także chcę zabić, jednak Iain ściska
mnie mocno i odciąga. Wymachuję nogami i rękami, chcąc się wyswobodzić, ale na
marne. Zerkam kątem oka jak Miranda próbuje reanimować Casey'a, jednak on już
nie żyje.
- Gdzie jest opętana?
- wysoki, dobrze zbudowany ksiądz wpada z Zakrystii, rozglądając się po
kościele. Jego wzrok zatrzymuje się na mnie.
Wyrywam się Shippowi i
rzucam w kierunku duchownego, a z moich ust wydobywa się głośny krzyk. Dwóch
kościelnych, chwyta mnie za ręce, uniemożliwiając mi atak.
To dopiero akcja!
OdpowiedzUsuńZajechała go na własnym ślubie. Przynajmniej może powiedzieć, że "nie opuści go aż do śmierci" ;)
Buziaki i czekam co dalej.